„Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci”

Łukasz Wójcicki

fot. – Daniel Sadr

Lukasz_Wojcicki_start_foto_Daniel_Sadr

W latach 2008-18 członek zespołu teatru Komuna/Warszawa jako performer, tancerz i osoba współodpowiedzialna za ruch sceniczny, z którym stworzył wiele spektakli, akcji i interwencji artystycznych (Mill/Maslov, Paradise Now? Re//Mix Living Theater, Księgi, Terry Pratchett. Nauki społeczne, Diuna 1961, 7 pieśni o awangardzie, Loop, Fatamorgana i wiele innych). W latach 2013-16 performer i asystent reżyserki Marty Górnickiej w spektaklu Chóru Kobiet „RequieMaszyna”. Od 2016 na stałe współpracuje z fundacją Strefa WolnoSłowa jako aktor, tancerz i choreograf. Absolwent akademii choreografii eksperymentalnej „Choreografia w Centrum” kolektywu Centrum w Ruchu i fundacji Burdąg. Współpracował z takimi choreograf(k)ami m.in. jak Weronika Pelczyńska, Anna Godowska, Irad Mazliah, Aneta Jankowska, Renata Piotrowska-Auffret, Maria Stokłosa, Ola Osowicz, Kasia Stefanowicz, Thierry Verger. W 2019 zrealizował dwa autorskie solo performanse „ManufacTourist” (premiera w listopadzie na festiwalu Transeuropa w ramach II Biennale Arcipelago Mediterraneo w Palermo, we Włoszech) i”KolażXX” (premiera w grudniu w Fabryce Sztuki w Łodzi na zaproszenie galerii WY). Autor tanecznych wideo-performansów, w tym pracy „Nie My. Taneczne kino nieme” nagrodzonej w maju 2020 w konkursie Centrum Teatru i Tańca „Choreografia w_SIECI”. Autor performatywnej pracy solowej w procesie „Sztuczne ciało”, która miała premierę we wrześniu 2020 w Instytucie Teatralnym w ramach II Kongresu Tańca w Warszawie. Stypendysta m.st. Warszawy w programie „Mobilni w kulturze” i laureat programu „Medea Electronique_Virtual Workspace” Onassis STEGI i Teatru-galerii STUDIO oraz laureat europejskiego programu Europe Beyond Access „Taniec i niepełnosprawność. Przekraczanie granic”.

Łukasz Wójcicki

Performer, tancerz, choreograf, artywista.

 “”Elia” – współpraca: Grupa Ruchoma – wideo performans

 “Sztuczne ciało” –  fot. Marta Ankiersztejn dla IMIT

“KolażXX”- fot. HaWa

Manufac Tourist – fot. Maghweb

Międzypokoleniowy Chór Ruchowy – fot. Magda Duszyńska – Sasin

 “Niemy” – taneczne kino nieme

 “Partytura nie/pełna” –  wideo performans

Rozmowa z Łukaszem Wójcickim

Czym jest dla Ciebie choreografia? 

Choreografia jest dla mnie żywą materią. Raczej nie komponuję stałych partytur tylko staram się wykorzystać potencjał choreograficzny ciała, przede wszystkim swojego, ale również cudzego. W tym kontekście, bardzo interesują mnie inne ciała pod względem sprawności czy tożsamości psycho-seksualnej, które dysponują już jakąś określoną choreografią swojego ruchu. Tego nauczyła mnie tancerka i performerka poruszająca się o kulach, Claire Cunningham. Dla mnie jest to bardzo ciekawe bo sam dysponuję wyłącznie swoim ciałem i nie mam pojęcia jak to jest być w innym ciele. Świadomie nie używam kategorii nie/normatywności, która wydaje mi się opresyjna, bo zakłada, że moje ciało jest normą a każde inne, które nie spełnia tych parametrów, normą nie jest. Dlatego patrzę na choreografię jako pewnego rodzaju skrypt ruchu, który dowolnie można re/konfigurować w zależności od stanu i możliwości choreografowanego ciała. Wiem po sobie, że jest wiele czynników, które wpływają na moje ciało a tym samym na jakość i ilość ruchu w zależności od pory dnia, zmęczenia/relaksu, pogody, diety, snu itp. Biorę to pod uwagę w swojej praktyce choregraficznej pracując sama ze sobą i z innymi ciałami. W tym sensie, choreografię postrzegam jako przepływ, flow, którego momenty mogę zatrzymać w stop klatce, ale całość jest nie do ujarzmenia tworząc bazę pod improwizację. A zatem choreografia w tym wydaniu jest pewną propozycją bez/ruchu, która jest tylko punktem wyjścia do efektu końcowego przepuszczonego przez filtr ciała.

 

Jakie tematy/obszary Cię interesują?

Interesuje mnie ciało i jego kulturowe czyli polityczne wymiary, interpretacje, konteksty. Ciało w relacji z drugim ciałem, z miastem, z przyrodą, z technologią. Koncepcje związane z kontrolą ciała, jego przynależnością do określonych systemów ideowych, przekonań, przesądów, wierzeń. Polityczność ciała i związana z nią polityczność choreografii. Ciało stoi w centrum każdej aktywności fizycznej, jest pierwszym fizycznym narzędziem, z którego korzystamy przy okazji wyjścia do klubu, wizyty w urzędzie czy demonstracji. Interesują mnie możliwości i ograniczenia jakie dają różne ciała i związana z tym choreografia przywilejów, tzw. „zwyczajności” i braku szans (szklanego sufitu). Pierwsze, co wystawiamy na działanie, to nasze ciało: skórę, krew i kości. Wg mnie, synonimem kontroli jest ciało. Jeżeli kontrolujesz ciało, kontrolujesz całą resztę. Nie bez przyczyny życzy się przede wszystkim zdrowia, dopowiadając, że reszta wtedy sama przyjdzie. Z ciałem również wiąże się choreografia przemocy, to, w jaki sposób nadzorujemy i dyscyplinujemy ciało, swoje, ale również innych osób. To są dla mnie bardzo ciekawe i ważne tematy mocno obecne w mojej praktyce choreograficznej i scenicznej.

 

Co choreografujesz w swojej pracy?

Choreografuję zmieniający się potencjał ciała, co zmusza mnie do brania pod uwagę jednocześnie wielu zmiennych. To tak, jakbym dostosowywał rodzaj nacisku, siłę czy uważność do zmieniającego się napięcia prądu. To jest dla mnie trudna czynność bo mierzę się z czymś w dużej mierze nieprzewidywalnym. Wierzę, że ruch ma swoją defultową choreografię, czasem bardziej a czasem mniej ukrytą w ciele. Staram się ją wydobyć obserwując wszystkie drżące wskazówki na zegarach ciała. Jestem jak kapitan statku, który układa choreografię dla swojej łajby. Łajba ma jakąś swoją wyporność, nośność, zwrotność, z którymi zamiast walczyć, wykorzystuję je w procesie twórczym.

 

W jaki sposób pracujesz nad spektaklem?

Zazwyczaj mam jakiś pomysł w głowie, ogólną koncepcję, zarys tematu, które potem próbuję ucieleśnić na sali, podczas prób. Poszukuję w ciele różnych dróg, którymi mógłbym to zrealizować. Czasami ich nie znajduję, wtedy koryguję pomysł i szukam dalej aż osiągnę zamierzony efekt, albo zbliżony do zamierzonego, ale zadowalający mnie. Pracuję w procesie ze sobą i z innymi. Dyskutuję, negocjuję, targuję się, wszystko na koszt procesu. Czasem z tych negocjacji wyłoni się inny kierunek, inna wizja, inny pomysł i to jest ok, jeśli mnie zaciekawi to idę w to. Czasem coś z tego wyjdzie bardziej, czasem mniej, a czasem w ogóle to porzucam i wracam do pierwotnego pomysłu. Raczej nie trzymam się sztywno jednej koncepcji tylko obserwuję, co się z nią dzieje w procesie twórczym i częściowo za tym podążam a częściowo nie. Generalnie to trochę jak opisywanie zapachu, czego bym nie powiedział to jakoś oddaje tego istotę. U mnie praca nad spektaklem zależy od wielu zmiennych, dlatego moje różne strategie raz się przenikają a raz się wykluczają. Są sytuacje, że wiem, jak ruch czy cała scena mają wyglądać, ale potem jak idę do studia i próbuję to zrealizować to za cholerę to nie jest to, o co mi chodziło, haha. Dlatego nauczyłem się nie przywiązywać zbytnio do swoich wizji, tylko korzystać z tego, co proponują potencjały ciała i umysłu podczas pracy. Dotyczy to zarówno pracy nad spektaklem, jak i pracy warsztatowej z innymi.

 

Jaką rolę w Twojej pracy odgrywa „spektakularność”?

Chyba nie potrafię na to jednoznacznie odpowiedzieć. Mam poczucie, że słowo „spektakularność” jest kłopotliwe ponieważ dość abstrakcyjne. Spektakularne może być salto w powietrzu, wypowiedziany tekst albo jakiś mikro gest w sytuacji, gdy przez cały spektakl wszystkie postacie stoją nieruchomo, haha. To zależy, co dla kogo jest spektakularne i nie mówię tu o kulturowych kliszach spektakularności typu szpagat w powietrzu czy przecięcie się piłą na pół. Ale jeśli stoję na scenie, a potem zejdę na ziemie w sposób, że urywa dupę, to to jest spektakularność jaką lubię oglądać i robić. Według mnie, ona zależy od wielu czynników, od całego przebiegu spektaklu, od kontekstów które się w nim dzieją. Ta sama czynność w dwóch różnych okolicznościach performatywnych może być spektakularna, albo może być klapą. Uwielbiam jak mnie sceny porywają, złoszczą, działają euforycznie, irytują i wszystko jeszcze dzieje się w jednym spektaklu, haha. To jest spektakularność, którą lubię i chciałbym, żeby była obecna w moich pracach, ale nigdy nie myślę o tym, co robię na próbach a potem na scenie, że jest „spektakularne”. Na pewno dużą rolę odgrywają w mojej pracy emocje, ciało, detal, łamanie schematów, jeśli dla kogoś to może być spektakularne to czemu nie.

 

Jaką rolę odgrywa w Twojej pracy wirtuozeria?

Żadną. Może dlatego, że nie jestem wirtuozem, haha. W ogóle kategoria „wirtuozerii” nie istnieje w słowniku mojej praktyki choreograficznej. To, co kojarzy mi się ze słowem „wirtuozeria” to „mizeria”, haha. I chodzi mi o potrawę a nie bycie miernotą. Żartuję, ale absolutnie nie oceniam obecności lub nie wirtuozerii w sztukach performatywnych. Nie wiem, może to wynika z tego, że czuję się bardziej performerem-tancerzem i mam poczucie, że działając z performatyką sztuki nie potrzebuję wirtuozerii. Według mnie ważniejsza jest interpretacja, przekaz, mesydż, zaangażowanie a czy temu będzie towarzyszyła wirtuozeria czy nie, to zupełnie nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Nie oczekuję od tańca wirtuozerii, ale też nie neguję jej obecności. Jeżeli służy ona jako zabieg formalny, nośnik czytelnej treści społeczno-politycznej czy osobistej, emocjonalnej to czemu nie. Dla mnie, wirtuozeria oznacza coś zajebistego, ale nie w sensie mistrzowskiego wykonania (chociaż to też, zależy) tylko przede wszystkim w sensie znaczenia, treści czy jakiegoś formalnego rozwiązania. U mnie to jest równoważne z „cool & sexy”, w ten sposób odzyskuję słowo „wirtuozeria” dla ulicy, haha.

 

Jaką rolę odgrywa intuicja?

Kluczową. To jest trampolina, od której odbijam się do dalszego działania i ta siła wybicia praktycznie towarzyszy mi do końca procesu twórczego nad spektaklem czy wideo performansem. Cała moja praktyka choreograficzna opiera się o intuicję, moją i osób z którymi pracuję. To szukanie potencjału choreograficznego w ciele, o którym wcześniej wspominałem, w dużej mierze polega na intuicji. Najpierw intuicyjnie czuję, że coś może zagrać lub nie, a dopiero potem sprawdzam fizycznie czy intuicja dobrze mi podpowiedziała. Ale czasem też działam wbrew intuicji, jeśli intuicja mi podpowiada, że tak będzie lepiej, haha. Czasami zwyczajnie biorę pod uwagę komentarze z zewnątrz, które z jednej strony są w poprzek mojej intuicji a z drugiej strony intuicyjnie czuję, że chcę wziąć ten komentarz pod uwagę. No więc tak czy inaczej zawsze działam pod wpływem intuicji, haha.

 

Czy istnieje projekt, który od dawna chciałeś zrealizować?

Tak, spektakl autobiograficzny, ale na razie mam różne opory przed nim. Czuję, nomen omen intuicyjne, że sięganie do swojej historii będzie dla mnie trudne nie tylko ze względu na temat, ale i na pomysł na to, na ramę formalną. Być może byłaby to jakiegoś rodzaju otwarta, improwizowana formuła, ale nadal jest to jakaś forma, która potrzebuje decyzji. Aktualnie jest we mnie zbyt dużo niewiadomych, do których nie potrafię się ustosunkować na tyle, żeby skleić z tego spektakl. Może to powinno być działanie site-specific w moim rodzinnym domu a może choreografia w akwarium na obrotowej scenie, haha. Więc jak widzisz, rozstrzał jest zbyt duży, żeby coś sensownego z tego wyszło, chociaż nie wykluczam połączenia tych opcji, haha.

 

Na ile budżet ogranicza Twoją wyobraźnię?

Wyobraźni mi nie ogranicza, ale możliwości realizacji już tak. Ja generalnie jestem wizjonerem i lubię dysponować budżetem, który pozwala realizować moje wizje. A właściwie powinienem powiedzieć, że lubiałbym, bo jeszcze nigdy takiego budżetu nie miałem, haha. Z drugiej strony, skromny budżet czy nawet czasem jego brak, nie powstrzymuje mnie przed realizacją pomysłu szczególnie jeśli chodzi o wideo performans. Wszystkie zrealizowałem z zerowym budżetem. Jeśli mam jakiś pomysł na wideo i zależy mi, żeby go zrealizować to nie szukam funduszy, bo bym nie miał czasu na zdjęcia. Wtedy materiał kręcę telefonem i montuję w telefonie. Dzisiaj na szczęście nie trzeba mieć dostępu do profesjonalnego studia i kamer, żeby zrobić film(ik). Wiadomo, że fajniej mieć, ale jak nie mam psa, to sam wychodzę na spacer, haha (akurat mam psa). Jeśli chodzi o spektakl, to nie jestem już taki hop do przodu. Szukam kasy na produkcję lub chociaż rezydencję. Wtedy najczęściej wyobraźnia sobie a budżet sobie, ale i tak się cieszę, mimo że zazwyczaj robię więcej niż przewiduje budżet.

 

Co chciałbyś zmienić w sposobie produkowania sztuki choreograficznej? 

Żeby było więcej opcji poważnego finansowania produkcji choreograficznych. Mam na myśli budżety bliżej stu tysięcy niż dziesięciu. Szczególnie jeśli mówimy o pracach grupowych z wykorzystaniem nowoczesnych technologii, gdy możesz zaproponować pracę za godziwe pieniądze osobom performującym i dbającym o tekst, dramaturgię, muzykę, światła, scenografię, kostiumy, charakteryzacje, wizualizacje, ale również osobom odpowiedzialnym za produkcję i jakość techniczną spektaklu. Żeby była kasa na tłumaczenie na angielski i na język migowy. Żeby w budżecie poważną rubrykę zajmowała troska o standardy nie tylko dla widzów z niepełnosprawnością, ale również dla osób performujących z alternatywną motoryką i/lub niebinarną tożsamością. To być może będzie oznaczało przebudowanie toalety czy garderoby, żeby była przyjazna dla osób z niepełnosprawnością i/lub osób trans*, queer. Zrobienie podjazdów, przepisanie regulaminów i treści promocyjnych nie tylko na język uwzględniający płeć, gender, pochodzenie etniczne czy klasowe, ale również dostosowany dla osób widzących lub niedowidzących, itd. Żeby było więcej odwagi i pewności w finansowaniu produkcji performerek i performerów z alternatywną motoryką i nienormatywnymi ciałami. Żeby było więcej środków na produkcję spektakli dla artystów i artystek, którzy i które dopiero wchodzą na scenę tańca i choreografii bo skądś muszą brać pieniądze na swoje debiutanckie prace a nie tylko liczyć na konkursy i stypendia. Dlatego chciałbym, żeby w sposobie produkowania sztuki choreograficznej było więcej zaufania do osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę ze sceną tańca czy sztuk performatywnych w ogóle, jako indywidualni twórcy i niezależne twórczynie oraz więcej zaufania do osób sztuki performatywnej, które nie spełniają wyśrubowanych, często idiotycznych norm dotyczących motoryki czy tożsamości psycho-seksualnej a są wybitnymi artystami i niecodziennymi artystkami zasługującymi na uznanie i równy dostęp do środków przeznaczanych na produkcję sztuki choreograficznej.

 

Jak długo pracujesz nad koncepcją?

To bardzo zależy. Nie mam jednego algorytmu, który wykorzystuję w pracy nad koncepcją. Zazwyczaj większość pomysłu na spektakl czy wideo performance mam już w głowie a praca w studiu, na próbach poszerza lub zawęża mi koncepcję. Raczej nie dzieje się tak, że proces zaczyna iść w radykalnie innym kierunku, choć jestem na to otwarty. Wtedy raczej odcinam to i przenoszę na poczet innej koncepcji, która się urodziła w trakcie pracy. Chyba że jakoś pasuje do pierwotnego pomysłu i da się to razem pożenić, wtedy idę w to. Ostateczny kształt koncepcji zamyka się w pracy procesowej nad projektem. W zależności czy to jest godzinny spektakl, 20 minutowy performance czy kilku minutowe wideo to ta praca trwa od tygodnia do 3 miesięcy, haha. Nad moim ostatnim solo „Sztuczne ciało” pracowałem łącznie 5-6 miesięcy, ale to dlatego, że okres wiosennej kwarantanny pojawił się po drodze.

 

Jak pracujesz i jak komunikujesz się z publicznością?

Bardzo różnie, ale w dużej mierze to są mikro interakcje z publicznością typu gesty czy spojrzenia zaprojektowane specjalnie dla nich. Przepadam za prezentowaniem swojej pracy na scenie i to głównie mnie pochłania. Lubie wchodzić w aktywny dialog z widownią, ale nie jest to dla mnie najważniejsze. Jak pracuje nad spektaklem czy performancem to przede wszystkim mam w głowie działania na scenie. Jeżeli w trakcie pracy pojawi się kierunek w stronę zaproszenia widowni do współudziału to sprawdzam to, ale na pewno nie jest to jeden z filarów, na którym stawiam spektakl. Może też dlatego tak lubię wideo performance, haha. W interakcji z publicznością zawsze gdzieś z tyłu głowy mam moją relację z widzami, która dla mnie jest relacją władzy bo to ja jestem na scenie i to ja ustalam zasady naszej współpracy. W tym sensie postrzegam ją jako przemocową, dlatego, jeśli decyduję się na taką komunikację z widzem to zależy mi na tym, aby była maksymalnie demokratyczna, żeby osoba na widowni też miała wpływ na to, co się dzieje. Dla mnie to jest bardziej podniecające niż postawienie widza przed ścianą, bo wtedy on czy ona może jedynie skorzystać lub nie z mojej propozycji działania. W modelu demokratycznym, partycypacyjnym, widz ma więcej kontroli i możliwości manewru dzięki czemu może mnie zaskoczyć i postawić w sytuacji podobnej do tej, w jakiej on czy ona się znalazła.

 

Czy ważne jest, aby widownia odkryła związek między spektaklem, a Twoimi założeniami?

Tak. Interesuje mnie choreografia, która mówi o konkretnych rzeczach, nawet jeśli one są abstrakcyjne to chcę wiedzieć, że osoba oglądająca rozumie moje intencje. Nie oznacza to, że zależy mi na zrozumieniu jeden do jednego. Wystarczy, że widz rozumie moje założenia, identyfikuje je. W taki sposób pracuję nad swoimi projektami. Bardzo interesuje mnie sztuka krytyczna, zaangażowana. Wierzę w jej ogromny potencjał polityczno-społeczny a tym samym potencjał zmiany. Sam wychowałem się na muzyce punkowej, street artcie, komiksach, happeningach, filmach, interwencjach artystycznych, które były nośnikami treści politycznych: feministycznych, queerowych, ekologicznych, anarchistycznych i to te działania artystyczne ukształtowały moją świadomość polityczną i inspirowały (i dalej inspirują!) do poszukiwań w kierunku działań na rzecz realnej zmiany społecznej. Jeżeli nawet opowiadam swoją osobistą historię to umieszczam ją w kontekście politycznym, dlatego tak ważne jest dla mnie, żeby widownia rozumiała moje intencje. Co zrobi z tą wiedzą, to już ich sprawa.

 

Co według Ciebie zmieni się w pracy choreografek i choreografów w rzeczywistości post-pandemicznej?

Po wiosennej kwarantannie wszystko wróciło na wcześniejsze tory, tyle że ze zdwojoną siłą. I nie zawsze z tęsknoty za graniem i występowaniem, bo też z powodu wskaźników do wyrobienia w projektach przed końcem roku. Czyli w sumie po części to, co zawsze dzieje się pod koniec roku w kulturze czy jest pandemia czy jej nie ma. Wg mnie lockdown pokazał wyraźniej niż kiedykolwiek, że praca osób które żyją z tańca i/lub choreografii jest bardzo niestabilna bo w obowiązującej nomenklaturze ekonomicznej, to nie jest praca pierwszej potrzeby. To, co ma szansę się zmienić, to publiczna świadomość, że taniec i choreografia to JEST praca, że masa ludzi z tego utrzymuje, a przynajmniej próbuje utrzymać, siebie i swoje rodziny. To nie są żarty. Dzięki temu, mam taką nadzieję, ludzie i instytucje odpowiedzialne za finansowanie i ubezpieczanie osób pracujących w sztuce poważnie podejdą do tematu lepszych zabezpieczeń finansowo-zdrowotnych dla artystów i artystek. W konsekwencji będzie można spokojniej i stabilniej pracować nad spektaklami i innymi działaniami artystycznymi bez obawy wzajemnego zarażania się projektozą.

 

Czy jest coś, co chciałbyś dodać?

Dziękuję ci Ola za możliwość odpowiedzenia na te pytania a tym samym znalezienia się w tej wspaniałej inicjatywie jaką jest strona Choreografiawsieci.pl. Dzięki za twoją pracę i pracę wszystkich osób tańczących, choreografujących, performujących i działających na rzecz środowiska artystycznego sztuk performatywnych. Cześć.